misiek

Robię coś robię i nagle mam w głowie myśl, on mnie nie kocha, ja mu nie wystarczam, on się waha, gdyby się nie wahał inaczej by się zachowywał, gdyby się nie wahał nosiłby mnie na rękach, a nie nosi. I już koniec. Kilka następnych godzin to jest przekonywanie się jak bardzo on jest ze mną na chwilę, jak już szuka innej dziewczyny, lepszej, ładniejszej. Wyszło od tego, że pytam się go wczoraj przed snem, ej, a ty się cieszysz z tego wesela, na co on, cieszę, no, na co ja, i nie masz najmniejszych nawet wątpliwości, na co on, nie no zawsze są jakieś wątpliwości. Koniec, pozamiatane. Cud, że zasnęłam. On oczywiście zachrapał już minutę po tych zdaniu, zostawiając mnie z całym tym dramatem. Ta rozmowa wróciła do mnie od razu po przebudzeniu. On mnie odwoził do pracy, coś tam gadał normalnie jak zawsze, ale ja już wiedziałam, że nie kocha, że ma wątpliwości, że dał ten pierścionek, a teraz żałuje, że codziennie musi się przekonywać do mnie, że najchętniej poodwracałby się za innymi dziewczynami, że pewnie marzy mu się taka, która wie więcej o chemii, żeby mogli sobie gadać wieczorami. Taka z dłuższymi nogami i bez żadnych kompleksów. Taka pewniara z wielką pasją i lejącymi się włosami, która umie być też szalenie czuła i opiekuńcza. Myślę sobie, boże ja o tym weselu tyle, tak się tym weselę, strony sprawdzam, jakie kwiaty, jakie frędzle, a on myśli, wystrzeliłem z tym pierścionkiem jak pajac, dużo za wcześnie, może bym gdzie lepiej trafił. W pracy powstrzymuję się od płaczu, w głowie już mam rozmowę, którą odbędziemy w domu, bo zapytam go o jego pewność raz jeszcze, bo muszę ją mieć i ja. I już wiem, że on powie, że kot, nie wiem, chyba jestem pewny, dałem ci ten pierścionek przecież, to nie jest dowód? A dla mnie to żaden dowód, potrzebuję usłyszeć, że jesteś najlepsza, najlepiej mi się z tobą gada i robi wszystko, nie wiem jak miałoby to wyglądać bez ciebie, serio, Gośka. Ale on tak nie powie, on powie z tym pierścionkiem, że mi go dał przecież i już będzie chciał coś dziubać w telefonie, co ja odczytam, że jest mną znudzony, moimi problemami, że ma mnie dosyć, że znowu nawijam mu makaron na uszy. I ja się zdenerwuję wtedy, że moje uczucia i serce w lekceważeniu, więc zaraz palnę coś w stylu, jeśli nie jesteś pewny to ja nie wiem, czy chcę z tobą być, nie wiem, czy chcę być z kimś, kto nie jest pewny, czy chce być ze mną, nie zasłużyłam na to. I pójdę po schodach na górę i zamknę się w łazience, osunę po drzwiach i zapłaczę niemo. A on przyjdzie i powie, kot otwórz, nie chcę się kłócić, ej. Ale ja będę pogrążona w płaczu, będzie mi rozdzierało serce i będę na gorąco postanawiać, że zadzwonię po busa do Polski, wezmę psa i parę rzeczy, niech on się przekona jak to jest mnie stracić. I będę płakać głośniej już, zanosić się i krztusić, ale utwierdzać się w przekonaniu, że to jedyna słuszna decyzja z tym busem trzydzieści pięć godzin.  I tak. I tak mi dzień w pracy zleciał, że łza w oku, mdłości z nerwów, wracam do domu, gotuję, piorę, już mam po kolei w głowie ułożone, od czego zacząć i jak, on podjeżdża pod dom, mi wali serce, biorę głęboki oddech, bo wiem, że przed nami potworna masakra. On wchodzi i od progu mówi, ale się za tobą stęskniłem, misiek. I chuj.

 

WP_20160221_003

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *