Zupełnie niedawno i takoż nierozważnie polubiłam profil pewnej blogerki. Polubiłam w imię zasady, że jeśli ci się coś podoba, pokaż to. A mi się spodobał jeden wpis. A że często wcześniej było, że coś mi się podobało, ale to podobanie ukrywałam (z zazdrości lub z zażenowania, że czytam, co czytam), tym razem zaszalałam i polubiłam całość. Fejsbuka polubiłam od góry do dołu i teraz codziennie mi świeci ta pani na łolu. I nie wierzę własnym oczom. Otóż pisze ona do swoich fanów (a mi ich ponad 8 tysięcy), kochani, jakie spodnie lubicie ubierać w takie upały, jakie są wasze odzieżowe sposoby na gorąc? Albo, w dzisiejszym wpisie jadę na wakacje, jeśli któraś z was chciałaby śledzić zdjęcia moich kolan na tle piasku i plaży to zapraszam na instagram. Albo, jeśli nie macie pomysłu na obiad, to bardzo polecam makaron rurki z kurczakiem i papryką, robi się bardzo łatwo, a danie jest bardzo smaczne i sycące. Albo, jaka jest wasza ulubiona wokalistka z młodości? Czy lubicie wracać do jej utworów? Czy nie? Albo, w jaki sposób pakujecie swoją kosmetyczkę na wyjazd? Oto siedem sposobów na moją. Albo chcecie się modnie odżywiać, poniżej sześć przepisów na zielone koktajle, które wylejecie do zlewu, ale z którymi najpierw możecie zrobić sobie zdjęcie. Tu: zdjęcie koktajlu w pękatej buteleczce z kolorową rurką, czasopismo o modzie i urodzie, i kwiaty w celofanie. Kto tak żyje? Kto tak ma? Kto robi sobie śniadanie, że jeden gryczany naleśnik, organiczny dżem w osobnym malenieńkim słoiczku, a słoiczek z kokardką, na zdobnym talerzyczku od cyrkla jajo, a obok długa łodyga pietruszki, kawa sypnięta cynamonem, wysoka szklanka pełna dopiero wyciśniętego soku, a na pościeli kot bawiący się kłębkiem włóczki. Kto tak ma?
Nie napiszę, co to za blog, co za baba, takich bab jest milion. Inne baby je lubią i chcą być takie same, a później mają do siebie żal, że im naleśnik za tłusty wyszedł, za mączny, że dopchały się dżemem nadto, że nie wyglądają jak babki z modnych gazet, nie mają takich cer, ciał i butów. I snują się takie po domu i myślą, że są nic nie warte, bo nie żyją w białych ścianach, pośród przestronnych kanap z symetrycznie ułożonymi poduchami, że nie mają wazonów z kompozycjami kwiatowymi, co ułożone niby niestarannie, że mają za mało sukienek, a wszystkie jakieś takie, że im się uda stykają na tych zdjęciach, co w tle relaks i trawa.
Ta baba pisze kiedyś na blogu jak wygląda jej dzień. Oczywiście wstaje i gimnastykuje się przez kwadrans, by – oczywiście – jej ciało nabrało energii na resztę dnia. Później je ten gryczany naleśnik, następnie przegląda pocztę, co też popisali jej fani, bo ta baba żyje z bycia blogerką jedynie, i oczywiście nigdy nie je śniadania pod komputer czy telewizor, celebruje te śniadania jak się celebruje głęboką wiarę, później zasuwa na spacer, bo to powietrze i ruch, wiadomo, później makaron rurki przyrządza, po uprzednim nabyciu świeżych warzyw i świeżych ziół i świeżego soku ze świeżych owoców i świeżej prasy, a jak już rurki gotowe to je wyciąga z gara i nakłada do kwadratowego talerza, maciupeńko, prawie nic, rozsypuje po talerzu parmezan, poprawia, gdzie się sypnęło za dużo, dosypuje gdzie za mało, układa małą piramidkę ze świeżych liści bazylii w samym środeczku talerza, zastanawia się nad jeszcze z czegoś zielonym kleksem na talerza skraju, uciera więc liście bazylii z łyżeczką oliwy z oliwek i tę kropkę robi, bierze aparat i robi temu zdjęcia, te rurki wwala do gara z powrotem, na prawdziwy obiad, jak wróci mąż i dzieci, a sama obrabia fotografie, dziubie godzinami, by nie było złudzeń, że jej życie to bajka. Później spędza czas z rodziną, wszyscy przy wielkim stole, dzielą się ze sobą swoim dniem, swoimi sukcesami, problemami, śmieją się i trzymają za ręce, później wszyscy idą do swoich zajęć, do swoich hobby, czyli syn na rower, córka na balet, stary do majsterkowania, ona do pielęgnowania skóry i włosów. Wieczorem wrzuca o tym na bloga wpis, a później z kieliszkiem wina oddaje się ulubionej książce, jakiejś kryminalnej pisaninie, w której główny bohater prawie ginie. Gówno prawda, takie rzeczy tylko w kinie.