koleżanki

Mam kilka koleżanek i jak jedna mi pisze, siedzę sobie z książką przed domem, jest słońce, koty latają dookoła, kwiatki sobie rosną, książka super, chcę ją dzisiaj skończyć, a wieczorem posiedzieć trochę nad innymi książkami, bo zaczynam zaraz kurs dla prawdziwych i zdeterminowanych kobiet, które chcą w życiu więcej. Jak jedna mi pisze tak, myślę o niej, ta to ma. Ta to ma raj, myślę. Koty sobie tam u niej latają, siedzi sobie jak królowa bez zera zmartwień i sobie czyta, zaśmiewając się pewnie lub bulwersując, pijąc kawę lub owocowe koktajle. Gdybym tak mogła sobie siedzieć z książką, że mnie nie martwi nic, nie goni, że mam od wszystkiego wolne, od tych złych myśli i smutnych. A jak ona to mówi, ja siedzę pośród papierzysk, na których popisałam sobie, co trzeba zrobić, co osiągnąć, gdzie braki nadrobić, a od tych papierów raz po raz kręcę głową, sto razy wstaję od stołu i sto razy do stołu wracam, bo mnie coś ciągnie i każe, i karze. A później gadam z drugą koleżanką, ona mi mówi, latam właśnie po mieście, chcę kupić sobie torbę skórzaną, jakie tu są piękne torby skórzane i tanie, później idę na kawę z koleżanką, a wieczorem wychodzimy na kolację z przyjaciółmi, będziemy pić drinki i jeść rzeczy, boże jak tu jest ciepło, muszę oprócz torby kupić coś przewiewnego. A kiedy ona to mówi, ja się przedzieram z psem przez mokry krzak, z którego woda pryska mi w twarz, a w tej wodzie jest też robak, mam przemoczone buty, a pies cały z błota. A innym razem z inną gadam, a ona mówi, wieczorem idę z dziewczynami na chlanie, bo mamy babski wieczór i będziemy gadały o kolesiach cały czas i że są durni. Weekend spędzam w Brukseli z kumpelą, będziemy żarły i łaziły po mieście. A kiedy ona to mówi, odsuwam od ust chleb z masłem i serem, bo ta koleżanka od Brukseli jeść potrafi za czterech, ale jej nigdy, nigdy nie idzie w brzuch i boki, ta koleżanka potrafi kupić w maszynie na czipsy czipsy i je jeść, bekając i wzruszając ramionami, podczas gdy ja tyję na sam tylko widok maszyny z czipsami. A później oglądam Gotowe na Wszystko, które widziałam milion razy i zazdroszczę każdej jednej bohaterce (poza Suzan, bo jest głupia), mimo że im trupy wypadają z szaf, myślę jakoś bym z tymi trupami mogła nawet, ale w tych domach pięknych ich, w tych kwiatach ich na ich trawnikach od linijki, w tych pięknych kuchniach, takie obiady jeść o francuskich nazwach, stać z kubkiem kawy i w szlafroku, i wyglądać przy tym jak miss świata, choć udawać, że wcale nie i obgadywać inne osoby. A w międzyczasie pisze mi jedna z tych dziewczyn, jestem taka beznadziejna, całą noc ryczałam jak bóbr, taka jestem beznadziejna. Tobie za to zazdroszczę, Gosia, wszyscy cię lubią, jesteś fajna, masz fajne życie i pewnie nie masz żadnych problemów ani zmartwień, bo jesteś taka fajna i wszyscy cię lubią. A druga mi pisze, pokłóciłam się z chłopakiem, spakowałam walizkę, mam już dość. A trzecia, trzeci dzień układam pasjansa na komputerze, moje życie to dno. I to te same dziewczyny od skórzanych toreb, Brukseli i książek wśród kotów. Bo kto nie ma kłopotów? A później oglądam odcinek serialu do końca, a później wyłączam telewizor, wracam do stołu z papierami, rozglądam się dookoła i myślę, nie mam bibelotów, nie mam słońca, nie mam targu z torbami, maszyny z czipsami i ud jak skały. Ani koleżanek, co by tu żywe przede mną stały. I ze mną się śmiały i ryczały.

 

13654333_10154404228505816_3851137680514806222_n

4 komentarze

  1. Szalenie mi się podobają Twoje teksty. Zazwyczaj nie wpadam na pomysł pisania u kogokolwiek komantarzy, ale kurcze – przecież trzeba ludziom mówić miłe rzeczy jak się je myśli, nie? 🙂 Więc pisz dalej, bo super Ci to wychodzi, a we mnie masz czytelniczkę 🙂

Skomentuj Marta Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *