nauki przedmałżeńskie

Wstaliśmy o siódmej, wyjechaliśmy o ósmej, zajeżdżając na dziewiątą, by się dowiedzieć, że kurs zaczyna się o dziesiątej, a o dziesiątej sprostowano, że jednak za kwadrans jedenasta się zaczyna. I się ciągnie do  osiemnastej. Było trzech księży, pani była doktor z przychodni i pani psychoterapeutka. Była pani, co ugotowała ziemniaków, kapust i porobiła mielone. Sernik i murzynek był.  Po polsku było w Belfaście.

Pytam się Tomka, coś się dowiedział z tych nauk, coś wyniósł. On mi streszcza, że małżeństwo to droga, droga dwojga do Boga. Że jak się już przed Bogiem obieca na złe i na dobre, to później nie ma zmiłuj. W chorobie i w zdrowiu, w pogotowiu. Wiadomo. Było o dzieciach, że im trzeba tę drogę do Boga wskazać, tą drogą prowadzić. I ja czerwieniałam, przyznam, od naiwności tych zwrotów, bo sobie nie wyobrażam, przepraszam, że my z Tomkiem klęczymy u stóp łóżka, a koło nas klęczy Mikołaj, Krystian, Marcel i Jadzia i wszyscy razem mówimy pacierz, a później ja im robię na czole znak krzyża. A później mi Tomek tłumaczy, że to nie o to chodzi, że to chodzi o to, by te dzieci na dobrych ludzi chować. Żeby im w głowie nie były kradzieże i mordy, żeby im od maleńkości wpoić. I ok, i ma to sens. Ale później myślę sobie o tych wszystkich młodych mamach w kościołach, co idą ze swoimi maluchami, i tylko mówią do nich szeptem, który się odbija echem i dudni, ‘przestań’, ‘co ja powiedziałam?’, ‘ile mam ci mówić’, i trwa to 45 minut, i ani mama, ani syn nie wychodzą uduchowieni, i nie wiem, kto i czego się uczy w te niedziele. I bardzo wielu rzeczy jeszcze nie wiem.

Po księżach przyszła pani doktor, by opowiadać o płodnych dniach i niepłodnych, jajeczkowaniu, temperaturach ciała, o antykoncepcji, karmieniu piersią, depresji poporodowej i współżyciu, i wszystko to było szalenie ciekawe, były quizy i masa błędnych odpowiedzi, i szeroko otwarte oczy i buzie, że serio?, wow!

Ale gwoździem programu była pani psychoterapeutka. W planie był niemal dwugodzinny wykład ‘o różnicach płci i komunikacji w małżeństwie’. W praniu wyszło zgoła inaczej. Zgoła! Pani psychoterapeutka opowiadała bowiem o swoich sztuczkach sypialnianych i o tym, jak to manipuluje mężem, by robił, co ona chce, by robił, lecz by on sam nie wiedział, że to robi dla niej. Taka spryciula. Ale od początku: babka pod czterdziestkę, zadbana, fajna, pomyślałam, jak weszła, tak będę wyglądać za dziesięć lat. Czerwone okulary, koszulka z dużym dekoltem, płaszcz we wszystkich kolorach świata, korale o kamieniach jak pięść. Kilka słów przywitania, kilka słów o sobie, a każde niebywałe, każde, co to nie ja, ale myślę sobie jeszcze wtedy, pewna siebie babka, fajnie. Zanim zaczęła uprzedziła, że ma specyficzne poczucie humoru. A później zaczęła. Słuchajcie, wiecie jakie są różnice w zachowaniach kobiet i mężczyzn. Jeśli kobieta ma problem, zechce go przegadać z jedną koleżanką, z drugą, z mamą, ciocią, a dopiero później z mężem. Jeśli mężczyzna ma problem, pójdzie do garażu i będzie tam walił w coś młotkiem, nie wiem, czy rozwalał, czy budował, ale słowa nie powie. Tacy już jesteśmy, tak to już jest. Ja najczęściej rozwiązuję problemy w sypialni. Czasami lubimy się z mężem pokłócić, bo wiemy jak świetnie się wtedy będziemy godzić, jeśli wiecie co mam na myśli, wiecie? Pani psychoterapeutka sprytnie przeskoczyła z tematu ogólnego w temat szczególny jakim jest ona. Ona, której niczego nie brakuje(tu: zaznaczyła ręką obszar z okolicy jej kolan po czubek głowy), ona, która uwielbia telewizor w sypialni, choć wszyscy sądzą, że to źle, sądzi tak nawet ksiądz, co na którymś kazaniu mówił, że telewizor w sypialni to nic dobrego, ale ten ksiądz chyba nie wie, do czego taki telewizor w sypialni służy. A wy wiecie? Ona, która zarabia 80 funtów na godzinę, pomagając tym, którzy się pogubili, i ona, która się z tych pogubionych śmieje, przytaczając na forum ich problemy. Profesjonalistka o siedmiu fakultetach, która uparcie i głośno mówi wziąść i wyłańczać. Która mówi, musicie się ze mną spotkać jeszcze, każda para na trzydzieści minut, na tym spotkaniu będziecie mogli ze mną zrobić prawie wszystko. Jeśli wiecie, co mam na myśli. Wiecie? Ona, rozerotyzowana do znudzenia kokietka, której kokieteria robi się natrętna i niesmaczna. Taka baba, która – na pewno znacie to uczucie – sprawia, że czujecie się zażenowani i niespokojni, chociaż to nie wy robicie z siebie pajaca. Ona, która sama się gubi w swoich mądrościach i sama sobie zaprzecza, która nie potrafi rozmawiać, bo rozmowa to słuchanie, a ona nie ma czasu słuchać, skoro jest taka wspaniała i seksowna, i mądra, i to jej się słuchać powinno. Wreszcie ona, która przytaczała wyświechtane żarty o teściowej, nazywając ją ironicznie mamusią, kto w ogóle śmieje się jeszcze z takich żartów? Więc żartuje, że nie mogłaby mieszkać z teściową nigdy, bo lubi sobie w nocy pokrzyczeć. Jeśli wiecie, co chce przez to powiedzieć. Wiecie? Czy nie wiecie? Nauki przedmałżeńskie. Ja pierdolę.

wp_20161016_010

wp_20161016_008

 

Jeden komentarz

  1. małgo, jak ja wam współczuję! w krakowie fajne nauki przedmałżeńskie u dominikanów, kolejki takie, że pół roku wcześniej trzeba myśleć, mówią o życiu i nie namawiają do niczego, ponoć takich wartościowych rozmów jak tam to ludzie nie doświadczyli z żadnym innym duchownym. kilka znajomych par było, chwaliło. i kurczę, jak mnie irytują takie przemądrzałe babki, co to ponad wszystkimi i zapatrzonych w siebie, i jeszcze z tymi pseudożartami erotycznymi. :< a myślałam, że traficie na kogoś fajnego! :<

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *