W kawiarni, w której pracuję jest największy na świecie syf. Managerem kawiarni, w której pracuję jest panna, która nie wie nic, choć udaje, że wie wszystko. Panna, która jak robi cappuccino to w nim jeden wielki bąbel powietrza jest. Jak robi latte, bo to jest tu najpopularniejsza kawa, pół litra mleka na brudną szklankę, bo wszystkie szklanki mamy przepotwornie brudne, bo od kiedy pracuję w tej kawiarni, a pracuję od października to woda w zmywarce była zmieniona ze cztery razy, cztery razy przeze mnie, bo nasza managerka nie wie jak zmienić wodę w zmywarce i za każdym razem jak próbuje to mamy wodę po kostki, i pianę mamy wszędzie podobną do tej, jaką ona serwuje w kawie latte, która kawa jest zawsze za mocna dla klientów, choć w niej jest kawy pół szota, zawsze jest za zimna, więc zawsze ląduje w mikrofalówce, jak ją do mikrofalówki wsadza managerka to cała mikrofalówka jest z mleka i kawy po chwili, schnie sobie tam ten syf, ona nigdy nie myje mikrofalówki, bo ona nigdy nie ma czasu, bo ma sto rzeczy do zrobienia, kiedyś mi pokazała, patrz, Maria, ty możesz mi nie wierzyć, ile ja mam rzeczy do zrobienia, to są dokumenty, które muszę codziennie wypełniać, obliczać, wyliczać, sumować i dodawać, i mi pokazała trzynaście razy ten sam dokument, ale pokazała mi bardzo szybko, żebym się nie zorientowała może, choć już ją sto razy przyłapałam jak siedzi w biurze, w tych papierach niby i kupuje przez internet tabletki na odchudzanie, które żre i po których mówi zawsze, będę rzygać, Maria, będę srać, srałam całą noc i rzygałam, wyobrażasz to sobie, i ja sobie niestety z miejsca wyobrażam, choć wcale nie chcę, ona mówi do mnie, ty tak zdrowo jesz, z czym masz tą zupę dzisiaj, fuj, kalafior, a sama robi sobie kanapkę z bladego, miękkiego chleba, którą napycha kurczakiem, seropodobnymi ścinkami, szynką i boczkiem, i pcha do tostera, a później polewa to zupą z ziemniaka i pora, którą serwujemy w kawiarni codziennie, a która przyjeżdża do nas w małych wiaderkach z naklejkami, na których wypisany jest skład tej pożywnej i domowej zawiesiny, i to są niekończące się kilkunastosylabowe słowa, i ona to je codziennie, bo też jest na diecie, że właśnie ciepła zupa w ciągu dnia, zupą polewa tosta i je to, aż jej kapie po brodzie i butach, a zaraz mówi, będę znowu rzygać, Maria, i już staje nad wielkim koszem, z którego śmieci wylewają się jak kwiaty z donicy, taką mam, kurwa, koleżankę w pracy. Najpierw się bardzo nie lubiłyśmy, bo ja cały czas o coś pytałam i ciągle miałam zastrzeżenia, a ona nie znała odpowiedzi na większość moich pytań i w większości spraw nie była mi w stanie pomóc, na przykład jak jej mówiłam, Amanda, nie będzie mnie w pracy w przyszły wtorek, bo jadę na szkolenie z wolontariatu to ona mówiła, musisz się zastanowić, jakie są twoje priorytety, Maria, praca czy szkolenie, bo ja nie mogę tak cię stale puszczać, ty masz ciągle jakiś angielski, jakieś lekcje, szkolenia, a tu jest praca za pieniądze, normalnie kawę robimy potrzebującym kawy, ty się zastanów troszkę nad swoją karierą i co jest dla ciebie ważne, a ja jej powiedziałam, jadę na szkolenie, nie będzie mnie w przyszły wtorek i ona się do mnie długo po tym nie odzywała, a któregoś dnia mi mówi, nie tak się robi tą sałatkę, Maria, kto ci pokazał, że tak się ją robi, na co ja mówię, nikt mi nie pokazał nic od kiedy zaczęłam tu pracę, wszystko robię intuicyjnie, dziękuję, na co ona się znowu obraziła i w ogóle przez pierwsze tygodnie to była męka. Aż któregoś dnia zamykałyśmy już, ona mopowała podłogę, ja czyściłam maszynę do kawy, do niej ktoś zadzwonił, ona do słuchawki, że ok, rozumiem, tak jest, po czym się rozłączyła i mówi, mój kuzyn właśnie umarł na raka, i mopuje tą podłogę dalej, ja stoję jak wryta, nie wiem zupełnie, co powiedzieć, łapię się za serce tylko i powoli podchodzę do niej, żeby ją poklepać po plecach czy co, mówię jej, zostaw tą podłogę, spokojnie, idź do domu, ja zamknę, hej, na co ona, nie no coś ty, spokojnie, myśmy wiedzieli, że to kwestia czasu. Myślę, że to wtedy było między nami takie bum, że zaczęłyśmy gadać. Właściwie ona zaczęła. Ja słucham i rzadko kiedy wiem, co powiedzieć. Bo ona mi na przykład mówi, byłam u lekarza, nie mogę mieć dzieci, muszą mi tu wszystko wyciąć – i robi ręką koła od brzucha do kolan – wszystko mi tu wytną, ale spokojnie i tak nie chciałam dzieci, nie chcę ani dzieci, ani męża, mój facet teraz mi się oświadczył po trzech miesiącach spotykania, klęknął wczoraj i mówi, Amanda, chcę z tobą spędzić życie, bo cię kocham, a ja nie chcę wychodzić za mąż, bo nie mam dobrych przykładów z domu, mój tato nas zawsze bił, mnie i moją mamę, poza tym macocha mojego faceta mnie nienawidzi, bo wydaje jej się, że lecę tylko na jego kasę, wiesz, on jest właścicielem baru, raz w ogóle jego macocha wjechała we mnie samochodem i powiedziała, że mam go zostawić, bo jeśli nie to następnym razem nie zahamuje. Innym razem mi mówi, taka jestem dzisiaj zdenerwowana, mój facet ma sprawę w sądzie, o rozwód, jego była żona chce 80 tysięcy funtów i jeszcze go oskarża o znęcanie się psychiczne i fizyczne, a ja dobrze wiem, że kłamie, bo ja kata poznam z daleka, przecież mój tato katował mnie i moją mamę całe dzieciństwo. Nie wiem, jak z nią rozmawiać, więc ogólnie większość czasu trzymam rękę w okolicach serca, przechylam głowę na bok i otwieram oczy i usta na znak szoku i niedowierzania. A później ona jakąś sobotnią nocą mi pisze, uważam, że jesteś niesamowita, Maria, i bardzo cię kocham, naprawdę. A ja jej wysyłam żółte, uśmiechnięte buźki w odpowiedzi i myślę sobie, że bardzo chciałabym zmienić pracę, bardzo chciałabym pracować w miejscu, w którym ktoś będzie chciał skorzystać z mojego mózgu, w której ktoś zapyta, a co ty sądzisz na ten temat, a temat będzie inny niż, gdzie postawić stojak z chipsami, chciałabym pracować w miejscu, gdzie ktoś mi powie, świetnie to zrobiłaś, bardzo nam się to przyda i tu znowu nie będzie chodziło o ułożenie słoików z herbatami, bardzo chciałabym mieć pracę, w której nie będę musiała robić kawy ludziom, którzy sobie tą kawę postawią na rancie stołu i ta kawa im dupnie na podłogę, oni w ogóle nie będą wiedzieli jak do tego doszło, ja będę myła tą podłogę po sto razy dziennie, słuchając przy tym jak za ścianą Amanda wypluwa z siebie kolejną porcję zupy po zażyciu kolejnych super tabletek i brodząc w pianie po kostki, bo ona znowu majstrowała przy zmywarce i słuchając, cała w uśmiechu, jak mama jakaś mówi do synka, chcesz muffinka, coś mi się wydaje, że ktoś tu zasłużył sobie na muffinka i to jest nikt inny, jak syn jej trzydziestoletni, zupełnie zdrowy, po prostu bardzo pierdołowaty, cały na gębie ze wstydu czerwony, bo oto wyszedł na super kawkę do super kawiarni, na kawę latte, pół litra gorącego mleka z posmakiem kawy, prawdziwy kawałek nieba, niczego więcej nie trzeba. A ja chcę więcej i wyżej. Bo mi do zwariowania coraz bliżej.
Jak byłam na okresie próbnym w kawiarni, to mnie w końcu nie przyjęli bo „byłam za miła”… a ja wiem, że to dlatego, że byłam zbyt przemądrzała, bo chciałam być proaktywna i zaproponowałam akcję rozdawania ulotek i żeby wystawić może jakiś potykacz na ulicę, bo tej kawiarni w ogóle nie było widać i nikt tam nie przychodził:( ale mnie wylali, kawiarnia już dawno nie istnieje, a ja mam się świetnie:D