Mam takie silne wrażenie, że wszystko jest chwilowe. Że przyjechaliśmy tu chwilę temu i na chwilę, że jeszcze nie zaczęliśmy niczego tak naprawdę, że zaraz wyjedziemy i dopiero wtedy wszystko zaczniemy, z domem, z planami, z prawdziwą dla mnie pracą, bo ta teraz jest udawana i chwilowa, ja teraz – w tym cyrku – pracuję dla anegdot, ale chwila moment będę miała pracę poważną, ja sama spoważnieję od niej, pracę będę miała odpowiedzialną, od której coś zależy, będziemy mieli dom z doniczkami na parapecie, które wybierzemy uważnie, bo to będą doniczki już prawdziwe, już do prawdziwego życia, teraz to wiadomo, że możemy mieć doniczki-dziady, bo teraz jesteśmy tu na chwilę, wszystko jest prowizoryczne, jak będziemy już siedzieć przy małym kuchennym stole w naszym prawdziwym domu i w prawdziwym życiu, będziemy sobie wspominać, a pamiętasz jak nie mieliśmy stołu w tamtej kuchni, jak myśmy żyli wtedy, jacie. A później idę sobie, idę i myślę, boziu, już dwa lata tu mieszkamy. Już sześć lat leci jak wyjechałam z Polski. A przecież na chwilę wyjechałam, na trzy miesiące, pamiętam jak wszystkim mówiłam, za trzy miesiące wracam. I takich osób jak ja jest sto milionów, wiem, co wyjechały na szparagi i zmywaki, żeby sobie odłożyć na komputer czy samochód. Odło-żyć. I siedzą. Pozakładali polskie sklepy zagranicą, pieką polskie wypieki na każde polskie święto i spotykają się nad sernikami i pierogami, zupełnie sobie obcy, zmuszeni do bycia blisko, rozpoczynając rozmowę za każdym razem od „skąd jesteś z Polski?”. I często mam wrażenie, że jesteśmy tu na chwilę, że jak wrócimy do Polski to będziemy opowiadać godzinami, to usiądziemy ze wszystkimi znajomymi, którzy wrócą zza granic w tym samym czasie, usiądziemy w jakimś wielkim ogrodzie i będziemy się śmiać godzinami z anegdot, których każdy nazbierał w tym życiu daleko i na niby. A później sobie myślę, nie będzie tak. Będzie tak, że nie wrócimy do Polski jeszcze długo, długo. Ja z Tomkiem. Albo nie wrócimy wcale. I moje przyjaciółki najlepsze też. Nie zestarzejemy sie razem na werandach naszych domów. Ja będę znała dzieci moich przyjaciółek ze zdjęć i filmów, one moje tak samo. Dzieci moich przyjaciółek będą miały mnie gdzieś, moje dzieci będą miały gdzieś moje przyjaciółki. Będą mówiły tylko to ta baba ze studiów czy skądś, co zawsze przywozi czekolady i ryczy. Dzieci moje i moich przyjaciółek będą miały w aktach urodzenia super miejsca. Będą miały Islandię, Włochy i Luksemburg*. Ale nigdy nie pójdą do jednej klasy, żeby później na środku sali opowiedzieć, w Luksemburgu było tak i tak, a w Islandii siak. Nasze dzieci nie będą się razem bawić. Nie będą się też bawić ze swoimi kuzynami. Ja latałam z kuzynostwem cały czas, skakałam z kredensu na tapczan, bawiąc się, że podłoga to ogień lub przepaść. Rękę tak sobie złamałam wtedy. A wcześniej rękę złamałam z innym kuzynem, co mnie rowerem wiózł po kamieniach. I to było na działce, rodzice grillowali z wujostwem, ja będę z moją siostrą grillować raz na sto pięćdziesiąt lat, jeśli w ogóle, i tylko na jej działce, bo ja nie mam działki w Polsce. W Polsce mam rodzinę i wspomnienia. Do Polski sentyment i żal. Moje dzieci i dzieci przyjaciółek moich nie będą miały Polski nadto. Dzieci moich dzieci i dzieci dzieci moich przyjaciółek mogą kiedyś powiedzieć, jak dorosną już, a kiedy nas już nie będzie, jedziemy do Polski, to kraj naszych dziadków, chcemy go poznać, i powiedzą to łamaną polszczyzną, bo na zachodzie język polski to tylko w sobotnich szkołach i po domach, dzieciom się nie chce do tych szkół, dzieci się chcą bawić ze swoimi nie-kuzynami, których mamy nazywają ciociami tak czy siak, każda pani, która rozmawia z mamą to z miejsca ciocia, moje dzieci i dzieci moich przyjaciółek będą miały mnóstwo cioć. A za górami, za lasami będą miały dziadków. Ja miałam dziadków rzut beretem. I dużo u dziadków latałam. Z tego tapczanu na kredens np., w dziadka ogrodzie widziałam pierwszy raz jeża, było ciemno i cicho, dziadek poszedł po latarkę, ja cichutko piszczałam z ekscytacji. I to pamiętam do dziś. Że nocowaliśmy u dziadków, z kuzynkami, i dziadek zawsze rano szedł po bułki i mleko, i to były najlepsze bułki na świecie. Że w domu babci pachniało piecem i zawsze grał telewizor. Że był tłusty rosół i leniwe kluchy. Że spędzaliśmy tam niedziele, z ciotkami, wujkami, że latał jakiś pies, a wszystkie dzieciaki bawiły się w szkołę, w nauczycielkę i uczniów, ja zawsze byłam nauczycielką i wyrzucałam dzieciaki z klasy za złe zachowanie. Moi uczniowie byli niewidzialni. Jak niewidzialni dla moich dzieci i dzieci moich przyjaciółek będą kuzynowie, dziadkowie i wujkowie. Albo widzialni od święta. Ty Polsko przeklęta.
*Mam jeszcze przyjaciółkę we Wrocławiu jedną. Żeby nie było <3
Czytałabym Twoje książki.
To ja napiszę.
Też bym czytała.