Bonus

U nas w domu to jest tak, że podkładamy głos psu. To niedorzeczne, że on nie mówi. Mówimy więc za niego, myślę, że robi to większość mam i tat. Tylko u nas w domu to to jest na całego. Nad naszym psem wisi bezustannie chmura, w którą wkładamy różne słowa, nasze życie to komiks i Psie Sucharki. Mówię raz do Tomka, wyobraź sobie, że mu nie podkładamy głosu. Wyobraź sobie, że pytasz go o coś, a on nie odpowiada. Mówię mu, spytaj go o coś. I Tomek pyta Bonusa, Bonus, co byś chciał robić, a Bonus nic, Bonus, co z tobą, nie chcesz z nami gadać, a Bonus milczy, machając ogonem. I Tomek mówi do mnie, Gośka, weź przestań, niech on mówi. Takie było niezręczne dla nas milczenie jego. Zdarza się na przykład, że idę z nim na spacer, Bonus jest kilometr przede mną, ja do niego mówię, choć to mówię sobie pod nos, Bonus, co żeś tak poleciał, a on odpowiada mi – choć po prawdzie widzę tylko jego dupsko z ogonem – lecę, Gosia, za tymi zapachami, pachnie tu jakby kto wylał fiolkę psich perfum, nie wytrzymam. I sama się śmieję z tej naszej rozmowy, i mówię mu – a przecież sobie mówię! – ty jesteś taki durny, Bon. Albo na przykład jem sobie śniadanie, jem sobie owsiankę z jabłkiem i cynamonem, a Bonu stoi z uszami puszczonymi i patrzy żebraczym okiem na łyżkę, co maluje niewidzialne tęcze między buzią moją a talerzem. Patrzy, aż mu w końcu podsuwam tą miskę pod nos i mówię, durny, to jest jabłko, nie kochasz jabłek. Na co on odpowiada, kocham, Gosiu. I ja się śmieję już i krztuszę tą dietetyczną papą, że ten pies mnie tak chce w jajko zrobić. Takich sytuacji jest sto. W ciągu dnia zdarza mi się raz, że jestem sama, bez chłopaków. I to jest wtedy, kiedy chłopaki idą na męski spacer wieczorny, na wieczorną toaletę, ja mam kwadrans dla siebie. I jakoś tak jest wtedy, że mi się wydaje, że się zatrzymuje czas, że jest absolutna cisza, a po kwadransie ci wchodzą z hukiem, Bon od razu leci do mnie, żeby się pochwalić, gdzie był, co robił, czy się bawił piłką i o czym gadał z Tomkiem. I po tym milczącym kwadransie następuje takie gadatliwe bum, a chwilę później zwykle idziemy spać. Znaczy ja sobie czytam, Tomek coś sobie dziubie, a Bonu kładzie się przy łóżku i mówi pożegnalnym tonem, kładę się, Gosiu, do jutra. A ja się z tego śmieję i sama do siebie robię miny, że jesteśmy tacy z Tomkiem zwariowani. A rano on wstaje i od rana krzyczy, dawajcie, wstawajcie, piękny dzień, chodźmy na dwór, idziemy na dwór, Tomek bierz piłkę i dawaj na dwór, hop, hop, hop, i daje nam piłkę mokrą w kołdrę i wciska nam swój mokry nos. Tyle jest rano radości. Są też mądrości. Na przykład ostatnią niedzielą Tomek wstał i w te słowa, Gośka, chciałbym, żebyśmy pozbyli się rzeczy, mam tyle koszul, których nie noszę, na kominku stoi tyle barachła, naoglądał się – słowem – Tomek dokumentu o minimalizmie i od razu go przekonali, żeby powywalać, co się ma, bo teraz modnie nie mieć nic, i patrzy się Tomek w tą szafę, i na mnie patrzy, żebym swoją może szafę też wywaliła, żebym sobie zostawiła jedne spodnie i jedną koszulkę, a Bonu patrzy po nas i mówi, pewnie, że tak, ja nie mam nic, tyle co piłkę i obrożę, po co to więcej mieć, i tak faktycznie jest, ten pies nie ma nic swojego, nie ma, że pójdzie do sklepu i kupi sobie kilo mięsa i zje pod sklepem, ten pies nie ma pieniędzy. Ani pracy. Nie ma kumpli, nie ma nieprzyjaciół, ma tylko nas i swoją do nas miłość, ma zaufanie i wieczną chęć spacerowania, ma krótkie drzemki przetykane podnoszeniem uszu, kiedy ja ruszę ręką czy nogą, ma tęsknotę, kiedy nas nie ma, i wszystkie zęby ma na wierzchu, kiedy coś zmaluje. I to jest pies szalenie szczęśliwy. Mówisz mu, Bonu, chcesz iść na dwór, a on skacze jak zwariowany dookoła siebie, albo mu mówisz, Bąki, podsuszyć cię suszarką, a on wtedy mówi, bardzo bym poprosił, Gosiu, kocham to. A jak Tomek wyjeżdża gdzieś na trochę, my wtedy siedzimy z Bondem w jednym łóżku, oglądamy razem telewizor, jemy razem szynkę na pół, idziemy razem biegać, jeździmy na wycieczki, po prostu wszystko, wszystko można robić z psem, o wszystkim z nim rozmawiać można, wszystko mu można powiedzieć, on będzie przy tym spokojnie siedzieć i tylko mrugać oczami, a nad wami wzbiorą chmury, w które sama wpiszesz bzdury.

IMG-20170417-WA0001_comics

 

5 komentarzy

  1. Zawsze czułam, że my jesteśmy zwariowani, że podkładamy głosy pod naszego psa. Ma on swoją 'stylówę’ – używa trochę elo słownictwa i trzeba to robić odpowiednim tonem. I zupełnie nie działa zmiana tego (a próbowałam, bo nie wiem czemu się utarło, że nasz pies jest bardziej takim ziomkiem raperem niż jakimś kurde poetą, albo innym inteligentem).
    I na przykład:
    Ja – Hipis, kto idzie na spacer, no kto idzie?
    Hipis – Głupia, no ja idę! Elo, idziemy, zbierać dupy, trza zrobić porządek na dzielni!
    Albo:
    Ja – Ooo, gdzie byłeś bububu?
    Hipis – Byłem tu i tam, na siłce, żeśmy masę robili. Dawaj michę kobieto.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *