Na mojej starej dzielni, w Bydgoszczy – mieście moim nowym – mieszka baba, co ma dwa psy. Euro i Dolar. Takie mają imiona. Euro kocha świat, ludzi i zwierzęta, i okazuje to, łażąc za tobą krok w krok. Dolar jest agresywny, nieustępliwie szczeka i zawsze jest na smyczy. Dolar waży półtora kilograma. Euro niecałe trzy. Baba trzysta pięćdziesiąt. Baba jest w dupnej kurtce, zima, wiadomo, i szpilach, które ślizgają się po lodzie, Polska, wiadomo, lód, dupa, pół roku masakry, baba z Dolarem stoją, Dolar szczeka, baba drze ryj, Euro, Euro, Euruś, chodź tu, Euruś, Euro, co ja mówię, no Euro chodź, Euro chodź, nie ciągnij, Dolar!, Euro, chodź do pańci, Euruś, no Euruś, no co ja mówię, Euro, Dolar, przestań szczekać. Euro jest w głębokim lesie ze mną i Bonem, głos baby coraz cichszy, baba się nie rusza, może od obcasów, może od kilogramów, nieustannie powtarza imiona psów, jednego karcąc, drugiego nawołując, jeden z drugim nijak nie reagują. Sytuacja powtarza się dzień w dzień, Dolar dostaje szału, widząc Bona, Euro dyma z nami w głęboki las, baba stoi na lodowym wzniesieniu, nawołując. Początkowo stałam i czekałam na lasu skraju, aż Euro wróci do baby, z czasem jednak czekanie stało się czasu stratą. Baba nigdy nie zrobiła kroku w moją stronę, ja więc zrobiłam krok w stronę przeciwną. Od tamtej pory Euro poznawał z Bonem bydgoski las. Bo dotychczas granicę jego świata wyznaczało chyba lodowe wzniesienie. W ogóle z tymi małymi psami jest tak, że one zwykle kupcia na trawnik pod domem, po kupci na rączki i w domek. Jak ja widzę tych wszystkich właścicieli półkilogramowych szczekaczy, co drżą od polskiej pizgawicy na niby trawnikach, które lepią się od gówien ich słodkich ratlerów, i ci właściciele, którzy nigdy, nigdy nie sprzątają tych gówien, a których klatki schodowe zdobione są gównianymi naroślami na kancie każdego schoda, że trzeba chodzić na palcach i bokiem, ci właściciele, którzy jak tylko widzą innego psa, swojego biorą na ręce i pod kurtkę, do kieszeni, do domu, żeby nie daj bóg nikt go nie pogryzł, nie powąchał, a pies na tych rękach szczeka i wygina się na wszystkie strony, bo właśnie odczuł niepokój w swojej pańci i chce ją chronić, bo po to jest, więc szczeka jak wariat, a pańcia głaszcze i tuli, mówiąc, dobrze, już dobrze, dobry pies i pies wyrabia sobie nawyk, że ma szczekać jak wariat, bo to jest dobre, więc szczeka, taki Dolar stoi na balkonie mieszkania pańci i szczeka calusieńki czas, niech tylko zobaczy jak się co w okolicy poruszy, jak przejedzie jakieś auto, albo nie daj jak taki Bonu idzie łagodny, piłką się bawi, wącha krzak. Dolar dostaje do łba, Euro robi koła wokół siebie, pańcia drze się, żeby natychmiast przestały jeden z drugim, bo jak nie to się zaraz do nich przejdzie i wtedy zobaczą, Dolar i Euro pragną chyba zobaczyć, bo jeden szczeka na wdechu i wydechu, drugi wali koła. Idę z tym Eurem kiedyś i Bonem, babę zostawiamy na wzniesieniu, baba stoi i krzyczy, kupy leżą i śmierdzą, Dolar szczeka i dusi się smyczą, my idziemy już fest, fest daleko, bo myślę sobie, nie mam czasu na pierdoły, muszę Bona hops, hops, zaraz coś ważnego mam, nagle słyszę to Euro, Euro, Euro, Euro, Euro, odwracam się, a baba za mną jak wielka góra z gębą czerwoną, Dolarem w ręce, bo przesz by Dolar zdechł jak prawie zdechła ona, mówiąc mi, całą drogę za panią idę, a w jej tonie jest życzenie śmierci i kupa zmęczenia, ja się nie odzywam słowem, tylko się uśmiecham i odchodzę, Euro za Bonem, baba po Euro sięga ręką i już w drugą stronę, złorzecząc to na nie, to na mnie, że jej przyszło taki kawał przejść na spacer z psami, kto to widział, z Dolarami. Tak było na mojej starej dzielni. Na nowej też odlot. Sto koszy na śmiety, przy każdym koszu woreczki na psie odchody i prośba, by dbać o pupile, to przecież niewiele, a zyskać możemy ile. Jeden spacer z Bonem – on całe łapy, ja w końcu pojęłam tamtej baby szpile.
Nowy tekst! Radość!
Trochę o mnie, bo mam małego psa. I też się o niego boję. Bo kiedyś pies bez smyczy duży podbiegł i go chwycił za kark i szarpał. A dziadek tego psa biegł i aż się przewrócił. No przykro, że się wywrócił, ale i tak bardziej mnie obchodziło to, że nad psem nie panuje.
Są różne psy i nic dziwnego, że ludzie się boją o te mniejsze. Miałam multum dziwnych, nieprzyjemnych sytuacji.
Ale też nauczyłam się, że w dużym parku, albo lesie mogę mojego małego psa spuścić ze smyczy i że jest na tyle mądry, że nawet się pilnuje i za mną idzie. I że on lubi być traktowany jak duży pies.