Nie mam czasu. Ostatnio dostałam jednominutową wiadomość na whatsapie i nie miałam minuty, żeby jej przesłuchać. Nie mam czasu, za to mam wyrzuty sumienia. Że to leży, tamto leży. Ja nie leżę nigdy, bo nie mam czasu. Jaki to utarty zwrot. Wszyscy mówią o tym, że nie mają czasu. A ja sobie myślę, jak ty możesz nie mieć czasu jak ty nie masz dziecka, ty nie wiesz, co to znaczy nie mieć czasu. A w tym samym czasie ktoś może pomyśleć o mnie, że jak ja mogę nie mieć czasu jak mam tylko jedno dziecko, ktoś by chciał tyle nie mieć czasu, co ja. A tak naprawdę to nie chodzi chyba o brak, a o nieumiejętność zarządzania czasem. Oraz o to, że bierzemy na siebie dużo za dużo i później tylko frustracja i pretensje. O to drugie chyba chodzi bardziej. A przecież można by jednego dnia przeczytać kilka stron książki, drugiego dnia drugie tyle. Ja się łapię, że nie czytam wcale, bo tyle bym chciała przeczytać, że tyle nie przeczytam nigdy, po co więc zaczynać!
Nie mam czasu, żeby gimnastykować się codziennie chociaż kwadrans, być na bieżąco ze sztuką i polityką, wszystko wiedzieć i o wszystkim mieć zdanie, ba! – nie mam czasu czasami, by wyciągnąć z pralki pranie. Nie mam czasu, żeby rano dopić herbatę, z wierzchu chociaż posprzątać chatę, psa porządnie wytarmosić i długo wyspacerować, paznokcie bez wychodzenia za linię pomalować. Niemal cały czas idzie mi na pracę, a czas wolny na Władeczka, z którym siedzimy w klockach czy w piłeczkach.
Łapię się na tym, że wszystko robię po łebkach, po trochę, bo tyle muszę zrobić, tyle się ode mnie wymaga, tyle sama od siebie wymagam, że nie nadążam już. Łapię się na tym, że skroluję bez sensu instagram, myśląc: o, to sobie zaraz przeczytam, i to, i to, tego posłucham, to przeanalizuję. A ostatecznie nie czytam nic, niczego nie słucham, nie analizuję, po prostu skroluję, skroluję, myśląc, ile do nadrobienia mam. Straszny jest ten postęp, co nam pozwolił tyle mieć i tyle chcieć. Nie ma w nim czasu – myślę – na to, by nauczyć się czegoś naprawdę, by naprawdę coś zgłębić. Wszyscy jesteśmy teraz specami, a żaden z nas nie wie nic na pewno. Wiedza to bardziej opinia jak fakt. Żeby dojść faktów potrzeba czasu, a czasu nie ma, bo za dużo jest na liście do odhaczenia. Za dużo mamy obowiązków. I nie takich, że praca czy dom. Mamy obowiązek odnieść sukces, zdaje się. Oraz obowiązek bycia zdrowym i wysportowanym. Takie mamy czasy. Musimy dużo jeździć po świecie. Fotografować swoje szczęście, swoje zdrowe jedzenie, zdrowe w jogicznych pozach milczenie, swoje stopy w piasku i butki w śniegu, swoje home made ciasto i siebie w codziennym biegu.
Na instagramie czytam często u jakichś dziewczyn, że dzisiaj dupa, dzisiaj tylko koc i serial. Tak się dziewczyny na instagramie innym dziewczynom tłumaczą, przepraszają świat i siebie, że dzisiaj nawaliły, telewizor pod popcorn włączyły. A przecież mogły biec po Australii, mogły rowerem jechać przez Patagonię albo wpaść na pomysł, żeby z kamerą na patyku przez Portoryko. Tyle jest przecież do zrobienia! Nicnierobienie to wyrzut sumienia. Dużo za dużo takiego ciśnienia.
Dzisiaj jak Władek spał popołudniu ja sobie w fotelu z książką siedziałam. Nie wiem, kiedy ostatnio taką prostą i piękną chwilę miałam. Później się obudził i były klocki, piłki i cymbały, wiadomo. On jest jeszcze taki mały. Choć musieliśmy mu kupić większe buty. Tak nas śmiesznie czas zaskoczył. I chyba wtedy przejrzałam na oczy. Ten pośpiech, z którym wszystko robię i ta nerwowość, wcale mi czasu nie oszczędzają. Tylko mnie gdzieś pchają i pchają. To na tą nerwowość i pośpiech nie powinnam mieć czasu. Ani na wyrzuty sumienia. Czas powinnam mieć na młodość tego chłopca, tyle wież z klocków jest do ułożenia.
Małgo, twoje słowa jak miód na moje serce i myśli, co się kłębią podczas kwarantanny. Ściskam mocno i całuję wszystkich w rodzinie, dziękuję za pomoc w poukładaniu sobie moich klocków w głowie!
Chryste, jakie to piękne!