Jakiś pan w telewizji powiedział, że ma 38 lat, a na moje był bardzo dorosły, musiał więc mieć dużo więcej jak 38, bo ja będę miała 38 lat za dwa lata, a w ogóle nie jestem jak ten pan z telewizji. Wydawało mi się zawsze, że bycie dorosłym to bycie wysokim. I że jak się jest dorosłym to się wstaje o 6 rano. Że dorosłość to bycie konsekwentnym i zdyscyplinowanym. Że się ma poważne ubrania, jak się jest dorosłym, a nie np. żółte buty. Porównuję się do innych ludzi i w moim mniemaniu wszyscy oni są bardziej dorośli ode mnie. Na przykład Ci ludzie na instagramie. Wszystko mają przemyślane i ułożone. Mają posprzątane domy i wszystko poprane. Są zorganizowani i czujni. Mają plany i realizują je. Jeśli muszą umówić psa do weterynarza, siebie do dentysty, a dzieci na lekcje pływania to nie robią tego – jak ja – trzy tygodnie, tylko rachu ciachu. Mają zeszycik z rzeczami do zrobienia i codziennie wykreślają z niego kilka pozycji.
Cały czas myślę, że niedługo będę dorosła. Nie bardzo wiem jak ma się to stać, ale chwila moment i ja będę się budzić o 6 rano i choćby nie wiem co, będę wstawać i robić te wszystkie zaplanowane rzeczy, będę robić coś od rana do wieczora, a wieczorem, smarując ręce kremem w wysokim łóżku, w białej pościeli i w białej koszuli nocnej będę opowiadać mężowi pięknymi słowy, że muszę pomóc w przygotowaniach do szkolnego balu, dlatego potrzebuję, by to on odwiózł rano dzieci na piłkę.
Jak myślę o przyszłości to w tej przyszłości mamy dom, mamy swoje miejsce, mamy stabilizację. Mamy sąsiadów, których znamy i lubimy, i do których machamy co rano, kiedy odprawiamy dzieci do szkoły lub wystawiamy przed dom kosze na śmieci. Żółty autobus przyjeżdża nam o świcie po dzieciaczki, a mąż całuje mnie przed wyjściem do pracy podczas gdy ja zakładam jeszcze w pośpiechu obcasy i biegnę do swojego auta na spotkanie z szefem, któremu przedstawić mam najnowszy projekt, co zrewolucjonizuje świat.
Czuję lekki zawód kiedy myślę, że takiej dorosłości nie ma. Albo że ja takiej nie doświadczę. Że w mojej dorosłości nie będzie tak, że co rano po tym jak już wrócę z biegania po pięknym lesie z wydeptaną ścieżką, a kiedy wszyscy jeszcze będą spać w swoich ciepłych łóżkach, będę robić owocowy koktajl w wysokim mikserze i milion naleśników, a później wszyscy będziemy siadać przy wielkim stole i śmiać się jak szaleni, a nasz ogrodnik przywita się z nami, machając nam do okna.
Moja dorosłość już tu ze mną jest i wygląda zupełnie inaczej. Moja dorosłość wcale nie wyklucza spania do 9. Albo tego, że znowu przełożę telefon do weterynarza. Albo że nie posprzątam w ciągu dnia i będzie bałagan. Albo że się położę spać bez kremu, bez koszuli nocnej i bez planu na jutro. Że nie zrobię naleśników, a moje pomysły nie zrewolucjonizują świata. Moja dorosłość jest zwykła. Pełna jest siedzenia na podłodze i lepienia autobusu z plasteliny. Czytania w kółko tej samej książki, że pada deszcz i dzieci biegną do piekarni jeść ciepłe bułki, czekając na słońce. Moja dorosłość nie ma swojego domu na stałe, nie wie nawet, gdzie spędzi resztę życia. Ma milion planów i zero planu. Nie nosi obcasów i nie ma własnego auta. Jest chaotyczna i zmienia zdanie. Rzadko się maluje. Często koloruje. Bywa leniwa. Nie ma miksera. Odpuszcza. Rzadko jest poważna, a często robi miny. Nie tak miała wyglądać. Miała wyglądać jak amerykański film z sentymentalnym soundtrackiem. Jak instagram. Bo takie mam wyobrażenia. A z tych wyobrażeń tylko obrażenia. I proszę, jakie trudności z rozpoznawaniem dorosłości.
Nie ma co wpadać w pułapkę konieczności produktywności:) Jakie to przyjemne odpuścić i po prostu się cieszyć tym, co się ma, zamiast każdego wieczora rozpamiętywać ilu to produktywnych rzeczy się nie zrobiło, a się mogło zrobić.
Super zobaczyć nowy wpis <3
Przyjemnie jest odpuścić, jasne. Ale i niełatwo. Bo tyle przecież można osiągnąć w ciągu dnia. Tylu sukcesów doświadczyć, kurde. Przyjemnie jest – powiedziałabym – nie czuć wyrzutów sumienia, że się odpuściło. Ale wyrzuty sumienia to teraz w pakiecie do wszystkiego.
Miałam kiedyś wyobrażenie, że jak dorosnę to wyjadę na Islandię, wlasnie wtedy zaczęłam Ciebie czytać. I tak już mam mija razem kilka dluuugich lat, po drodze całkiem sporo podobnych wydarzeń (aż przyjaciółka podejrzewała, że to ja piszę Twojego bloga :D). Czekam na Twoje wpisy i niemal zawsze kończę je czytać z poczuciem ciepła i lekkości w sercu, może sobie skreslisz „dać komuś radosc” z listy to-do na dziś? 🙂
To chyba najładniejsza rzecz jaką kiedykolwiek mi ktoś powiedział, przysięgam. Bardzo Ci dziękuję <3