strumień świadomości

Za każdym razem jak coś piszę, nagle przychodzi mi do głowy tysiąc siedemset pięćdziesiąt innych rzeczy do napisania i po trzysta osiemnaście razy czytam jeden akapit, drę włosy z głowy i szlag mnie trafia. Z jednej strony chcę napisać o tym, że przeczytałam takie zdanie w internecie, że wszystkie nasze potrzeby, wcale nie są naszymi potrzebami, że nam się częściej wydaje, że potrzebujemy, co nam się wydaje, że. A często wcale nie. I zaczęłam pisać o tym. Że jesteśmy w pułapce tych potrzeb właśnie, co nam wmawiano zawsze, że kariera, dom, miłość. Że żyjemy w przeświadczeniu, że mamy wobec świata zobowiązanie i że szczęścia doświadczymy wtedy tylko, gdy wszystkie te zobowiązania, jedno po drugim. Że szczęście to taki cukiereczek, który na spokojnie odwijasz z kolorowego papierka pod koniec życia. I myślisz wtedy, porobione, ciamkając. I piszę o tym, piszę, że teraz są takie potrzeby, szalenie pilne, by przemierzyć cały świat, by pojechać w miejsca, o których pół świata nie ma pojęcia, gdzie leżą. Żeby najlepiej przemierzać je rowerem z małą kamerką i samotnie, by później napisać o tym książkę lub ten film z kamerki puścić na youtubie i mieć milion wejść, i po tym sukcesie móc spokojnie ze świata zejść. (A później cały ustęp piszę, nie wiadomo kiedy, że wszyscy jeżdżą teraz, ale nikt nie czuje ekscytacji tym jeżdżeniem, bo co na zdjęcie patrzę z Tasmanii czy Patagonii to każdy z miną jakby od trzech godzin stał w kolejce do wrocławskiego baru mlecznego Miś. A później od tego Misia się odbijam, że mi niedawno przyjacióła powiedziała, że teraz takie bary mleczne bardzo modne, wszystkie hipstery latają, brodę w barszcz ukraiński wsadzają). Nagle myślę, Boziu, ja zupę robię, krem z marchwi, modną szalenie, ze strony przepis, wegańskiej, marchewka i masło orzechowe, wszyscy się posrają w pracy jak powiem co jem, chociaż się nikt pewnie w pracy nie zapyta, bo mnie nikt nie lubi tam, i vice versa, i idę do tej zupy w podskokach, marchewki twarde jak gnat, a w przepisie wyraźnie, marchewki duś 10 minut, aż całkiem zmiękną, moje jadą 40 minut i nic. I nienawidzę takich przepisów, takiego pierdolenia, że marchewka zmięknie po 10 minutach. W ogóle większość tych przepisów o dupę rozbić, kleksy jakieś na talerzu, każdy do tego w szmince przy stole, tak samo zblazowani wszyscy jak ci w Patagonii, foty se robią znad misy i puszczają w świat, patrzcie, jak se zajebiście zdrowo jem, duszone marchwie z masłem orzechowym, zaraz to wyleję do kibla. Ale rozkojarzyłam się jak nie wiem, gdzie to byłam, te potrzeby, dobra. Takie mamy teraz potrzeby, by biegać w maratonach i chodzić do psychoterapeuty. A jak jadę rowerem czasami, jak wracam z pracy, to mnie zatyka w płucach, że mam 33 lata i nie odniosłam sukcesu, nie mam swojego domu ani nawet kredytu, jest szansa, że nigdy nie przebiegnę maratonu, że nigdy nawet nie zacznę, że może wizyta u psychoterapeuty na coś by się, zwłaszcza, że tej kariery nie zrobiłam, a wszyscy robią, coś może ze mną nie tak, może pora na sobie się skupić, mindfulness i joga może, może będę biegać i oczyszczać umysł, muszę też oczyścić jelita, przeczytałam, że zapchane jelita powodują wahania nastrojów i stany depresyjne. Jest szansa, że nie zobaczę całego świata, że nie będę bogata. Że nie kupię Tomkowi, choć bardzo bym chciała, i nie przeplotę czerwoną kokardą najstarszego z Mercedesów. A przy tym Mercedesie zawieszam się na dłużej, że nawet prawa jazdy ciągle nie zrobiłam jeszcze, tak się boję tych aut, a wszyscy mówią, zrób, zrób, przyda ci się, a jakoś 33 lata przeżyłam bez auta, to to jest moja potrzeba czy nie moja, ja się pytam.

wp_20160325_002

8 komentarzy

  1. Ej, ja też nie zrobiłam prawa jazdy! W dupie to mam! Jeszcze nigdy nie było sytuacji żebym pomyślała – Cholera, że też nie mam prawa jazdy! Tak by mi się przydało…

    A w ogóle, to ja ja widzę jak ci wariaci wszyscy jeżdżą to ja się po prostu boję.
    W samochodach ludzie umierają…
    Tfu.

  2. Ej, dziewczyno! Pisz, pisz jak najwięcej! Twój blog jest dla mnie odkryciem roku 2016, a gdybym sama miała pisać, to tak jak ty. Albo, ewentualnie, Hanna Krall. Także tego… 🙂

  3. Kobieto, jak Ty swietnie piszesz! Nie chowaj sie za fasada anonimowego bloga! Wszystkie teksty tu przeczytalam, znalazlam bloga o baranach i jego tez calego przeczytalam, bo bylo mi malo. I nie wierze ani w te Twoje 10 kilo za duzo, ani ze nieogarnieta jestes ani nic z tych kompleksow. Z takim pisaniem to zawojowac swiat. Jakbys napisala ksiazke, to 10 egzemplarzy bym kupila.

  4. Też uwielbiam czytuję i uwielbiam 🙂 I super temat poruszyłaś, bo u mnie wszyscy to tak te podróże i podróże, że jak to nie byłam tu i tam a Tajlandia to must-see normalnie… a ja to chyba jednak lobię iść na spacer do parku, a ludzie tylko kiwają głowami że mnie pewnie nie stać na wyjazdy… Grunt to być happy tu i teraz! Trzymaj się 😉 a marchew ostatecznie na surowo można 😀

  5. Też tak uważam, świetnie piszesz ! Masz talent i jest zajefajne.
    Szczerze…szczerze piszesz.
    Większość z nas padło ofiarą tego social engineering.

    Nasza polska słowiańska naiwna natura i tak wyłazi hehe.

    Tylko PLS : spacje, bo to się jednak ciężko czyta, taki słowotok :poza tym super !

    Aha, wysłałem do Ciebie maila kilka dni temu, i kiedyś już do Ciebie pisałem
    w sprawie Twego udziału w książce o unijnej emigracji, jeszcze jak na Islandii byłaś.

    No i plus za wegański przepis, bo te opisy mięsne z Islandii to potworne były…brrr

    serrrdecznie z Francji,

    Maciek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *