plany


Myślałam sobie i wszystkim wokół mówiłam, że ja to będę taką mamą, co sobie siedzi z kawą i pisze, a której dziecko siedzi obok i bawi się swoimi paluszkami czy misiem, raz po raz patrzymy na siebie cali w uśmiechach i szczęściu, raz po raz padamy sobie w ramiona, a później znowu on w miśki, ja w pracę. Tak nie jest. I nie to, że cały czas siedzę w pieluchach i płaczu, że po nocach chodzę z nim kuchnia-pokój-kibel-salon i lulam, podśpiewując. Że jestem podenerwowana, że syczę do Tomka, świat mi się cały odmienił, piję zimną kawę, jem kanapkę nad zlewem, nie jest tak. Spodziewałam się, że tak będzie, o tym czytałam i słuchałam, że nie ma czasu na nic, że małżeństwa się sypią, pranie piętrzy, a sny się nie śnią. Spodziewałam się tych wszystkich kolek, problemów z karmieniem, zmęczenia i chleba z pasztetem. Nic z tego się nie sprawdziło. Pierwsze tygodnie spędziłam w gotowości. Każdy władkowy płacz czytałam jako preludium do prawdziwego macierzyństwa, jako płacz graniczny, który oddzieli nas od słodkiego niemowlęctwa i wprowadzi w niemowlęctwo prawdziwe, pełne udręk i poświęcenia. Nic takiego. Każdy płacz kończył się po chwili, najdłużej to ze dwadzieścia minut, co ja już byłam pewna, że kolki. A on nie miał kolek. Niczego nie miał, co by miało powodować przymus jedzenia chleba z pasztetem nad zlewem i we łzach. A jednak od sierpnia piszę wpis na bloga i jakoś nie mogę, mam trzynaście pierwszych akapitów, żaden nie kończy się kropką. Może dlatego, że ciągle jestem w gotowości. Może, że ciągle jednak siedzimy razem, bo o ile Właduś jest grzeczny i cudny, o tyle wymagający. W sierpniu o porodzie pisałam, o którym porodzie myślę w każdy wtorek, licząc, ile odeń minęło. Spodziewałam się, że mi minie to, a mi nie. Bo i też słyszałam, że ten porodowy ból to się raz raz zapomina, a ja jakoś pamiętam. Choć może nie sam ból, ale tę bliskość do zwariowania i to, że nigdy nie byłam bardziej jak wtedy bezradna i przerażona. Od sierpnia próbuję i nie umiem napisać. We wrześniu Tomek dostał pracę w Holandii i cały wrzesień zastanawialiśmy się, jechać, nie jechać, a dziś piszę toto z holenderskiego apartamentu z oknem na dachy i fabrykę cygar. Niemal półroczny Władek śpi w wielkim łóżku z pierwszym w nosie katarem, ja z pierwszym jego choroby koszmarem piszę sobie, ciepłą pijąc kawę. Jest jak miało być i jest też kompletnie inaczej, niż być miało. Bo miałam na Polskę tyle planów. Taką karierę miałam na Polskę przygotowaną, karierę przetykaną intelektualną rozrywką, miałam układać miseczki w naszej na własność kuchni, miało być jak myślałam, że będzie, ale nie będzie, jak myślałam. Bo znowu wyjechaliśmy i znowu wszystko od początku, i to jest odważne, i głupie, odwaga i głupota to dwa bliźniaki. Nauczyłam się nie spodziewać nadto i nie wyczekiwać niczego. Dobrego czy złego. Albo nie nauczyłam – uczę. I tego się uczę od miesięcy, żeby nie planować, bo wszystko zmienia się pyk, pyk. Myślę, wezmę chłopców na spacer do miasta, zrobię zakupy, napiekę ciasta. A wychodzi, że ten ryczy na pierwszym zakręcie, ryk tylko narasta, dupa z miasta, dupa z ciasta. Albo przychodzą znajomi, ja bym zrobiła wymyślnych korków i wielki tort, a wychodzi, że pizza na telefon. Tyle mnie nauczyło dziecko. I to są takie lekcje, które wymagają ciągłych powtórek i korepetycji. Bo ja planuję niemal bez przerwy. Że zaraz uczeszę włosy, umyję kuchenkę i zjem drugie śniadanie. Szybko wychodzi, że tak się nie stanie. A przecież trudno nie planować. I trudno się tym nie przejmować. Niespełnione plany powodują frustrację i o sobie złe myślenie. Niespełnione zamiary udowadniają, że ci się nie udaje, że nie masz kontroli, taki brak kontroli boli. Dzisiaj znowu jestem na obczyźnie i znowu nie wiem, co będzie. Mam już kilka planów, mam plan awaryjny, ale z tyłu głowy słyszę cichuteńki śmiech. Bo jak spojrzę wstecz na te wszystkie plany, co miałam, na moje biznesy, interesy, na moją karierę, piękne sukienki i nogi do nieba, jak sobie przypomnę dorosłość, o której myślałam, kiedy byłam dzieckiem, to w tej dorosłości miałam być wysoka i miałam mieć ładnie przystrzyżone włosy, miałam mieć jasną kuchnię, mały samochodzik, miałam być czegoś właścicielką, mieć wiele na własność, a moje dzieci miały mi od początku do końca sięgać trochę za kolano. W tym roku będę miała 35 lat i żadnej z tych rzeczy, co je sobie wymyśliłam. I nie wiem, ile jest w tym telewizji, a ile mnie, ile się zainspirowałam obrazami z filmów, w których życie kończy się na pięknym pocałunku i nigdy nie wiadomo, co dzieje się później. Gdzie życie to wieczory w gronie przyjaciół na romantycznie oświetlonym patio z wielkimi szklanymi misami pełnymi kolorowych warzyw, świeżo pieczonego chleba i oliwy, z głębokimi kieliszkami wina, które nie upija, a jedynie wyciąga z gardeł wielokrotnie złożone zdania pełne mądrości i perlisty śmiech. Już sto tysięcy razy przekonałam się, że po pięknym pocałunku trzeba kiedyś w końcu rozwiesić pranie, a wino może upić tak, że się gada same bzdury. Te plany, które miałam, pełne ułożonych rzeczy, łatwości pielenia ogródka, leżenia na trawie i rodzinnego śmiania się z opryskujących nas zraszaczy to jest wszystko pic na wodę. Tego mnie nauczyło dziecko. Dziecko, które jest realne, cielesne i piękne. Które chce na ręce, chce do lustra, do w książce lwa, chce by mu robić na brzuchu radosnego pierdziocha. Nie jest jak na filmach. Nic nie kończy się piękną sentencją, nie ma ścieżki dźwiękowej, choć to by było fajne mieć soundtrack do swojego życia. Nie jest gorzej jak być miało. Po prostu założyłam coś, co się nie stało. A Władek mnie dzień w dzień uczy, żeby nie zakładać, nie planować, bo od tego tylko niepotrzebne się biorą frustracje. Naucza mnie Władek, że bardziej realne od wyobrażeń o naszej wspólnej przyszłość są jego tu i teraz lepkie małe rączki, które wyciąga przed siebie. Które świat cały chcą zagarnąć.

49544857_1451675488298978_2667038398618796032_n

7 komentarzy

  1. Wow, mialam ciarki jak to czytalam, bo u mnie tez planów tyle że by ich nie zliczył i teraz ztez ten sam śmiech co Ty zaczelam slyszeć. Mega widok z okna, ciesze sie ze odnajdujecie sie w tej realnej rzeczywistosci i wrocilas do pisania.
    Ile zostamiecie w holandii? Juz na stałe? Jak Ci sie tam podoba?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *